Biszkopt makowy z miodem powstał znów w atmosferze lekkiego szaleństwa. Zastanawiam się czasami, czy nie byłoby wygodniej, gdybym nie czuła przemożnej potrzeby eksperymentowania na ostatnią chwilę. Jako, że zbliżały się właśnie urodziny mojego męża, wpadłam w sentymentalny nastrój i znienacka przyszło mi do głowy, aby zrobić tort wzorowany na tych najwcześniejszych wspomnieniach, jeszcze z PRL. Pamiętam dobrze tort z biszkoptu makowego przekładany maślanym kremem, do którego jajka ubijało się z cukrem na parze.

Oczywiście przepisów na biszkopt makowy, czy krem do niego, nie miałam, pewnie leżą gdzieś w Polsce w jakimś zakurzonym zeszycie. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak metoda prób z pominięciem etapu błędów, bo na nie nie było czasu.

Biszkopt makowy wyszedł mi doskonale! Aby go upiec, zmodyfikowałam swój przepis na biszkopt olejowy, dodałam do niego maku i trochę miodu. Pachnie pięknie, jest elastyczny, stabilny i super się z nim pracuje. W przekroju wygląda bosko, nie mam do niego żadnych zastrzeżeń.

Biszkopcik podleję odrobine whiskey, bo to ulubiony trunek mojego męża i przełożę go kremem jajecznym, który ukręcę bazując na kremie maślanym na żółtkach, do tego frużelina z czarnej porzeczki i chrupka orzechowa. Wspomnienia są wprawdzie dość mgliste, ale czuję, że to będzie udany eksperyment!